Rozmowa z Nadią ze Świetlicy Małego Dziecka

“Dzień w świetlicy jest dla naszych dzieci świętem” – mówi Nadia, koordynatorka Świetlicy Małego Dziecka.

Rozmawiamy o jej pierwszych doświadczeniach z fundacją, trudnościach w pracy z dziećmi z doświadczeniem uchodźstwa i satysfakcji, jaką czerpie z pomagania innym.

Nadia uciekła z Donbasu razem z dwiema córkami w 2014 roku. Siły rosyjskie po raz pierwszy wtargnęły wtedy do Ukrainy, pozbawiając tysiące ludzi domu i ojczyzny. Nadia przez pewien czas tułała się z dziewczynkami po Ukrainie, w końcu wszystkie trzy trafiły do Polski – do nieistniejącego już ośrodka dla kobiet na warszawskim Targówku.

Nadia jest z wykształcenia pedagożką, pianistką i nauczycielką rytmiki. W Ukrainie przez lata pracowała z dziećmi w wieku przedszkolnym. W Fundacji dla Wolności jest wychowawczynią i koordynuje Świetlicę Małego Dziecka. Świetlica Małego Dziecka to przestrzeń stworzona z myślą o dzieciach z doświadczeniem migracji w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym, oferująca wsparcie w zakresie zdrowia psychicznego i psychospołecznego (MHPSS). Świetlica znajduje się w prowadzonym przez PFM Community Center przy ul. Górczewskiej 137.

Jak zaczęła się twoja współpraca z Fundacją dla Wolności? 

W 2015 roku przyjechałam do Polski jako uchodźczyni z Ukrainy i razem z córkami zamieszkałam w ośrodku dla kobiet na Targówku. To tam pierwszy raz zetknęłam się z Fundacją dla Wolności i poznałam Magdę – pomysłodawczynię i koordynatorkę Przystanku “Świetlica”. Magda razem z Agnieszką i Izą prowadziły popołudniowe zajęcia dla dzieci. U nas w kraju mawia się, że rybak rybaka widzi z daleka, innymi słowy, swój pozna swego. Jako pedagożka od razu wyczułam, że mam do czynienia ze świetną specjalistką i niezwykle ciepłą osobą. Szybko zaprzyjaźniłyśmy się. Na Targówku mieszkałam w sumie aż cztery lata. Przez cały ten czas moje córki regularnie chodziły do świetlicy. Magda była dla mnie dużym wsparciem w tym trudnym okresie, a ja też starałam się wspierać ją w animowaniu zajęć. Kiedy w końcu dostałam pozwolenie na pobyt i opuściłam ośrodek, nasz kontakt nie urwał się. Widywałyśmy się regularnie, a Magda wciąż sugerowała mi, że moja pomoc przydałaby się w fundacji. Wiedziała, że kocham pracę z dziećmi i jak bardzo mi tego brakuje.

Ale nie zrobiłaś tego od razu. Dlaczego?

Kiedy jeszcze mieszkałam w ośrodku podjęłam pracę jako sprzątaczka w dużej firmie. Nie miałam innej możliwości. To był dla mnie bardzo trudny czas. Codziennie kilka godzin sprzątałam biuro, potem schodziłam do piwnicy i przez kolejne godziny kompletowałam paczki z zamówieniami. Nie uważam, że praca sprzątaczki jest gorsza od innych, ale jej odtwórczość, monotonia i przede wszystkim brak kontaktu z dziećmi bardzo dawały mi się we znaki. Czułam, że powoli coś we mnie umiera. Spędziłam w ten sposób cztery lata i były to dla mnie cztery lata prawdziwej męki. Płakałam wracając do domu. Szansa na zmianę pojawiła się dopiero dwa lata temu. Znowu zadzwoniła do mnie Magda z propozycją pracy. “Wyślij nam swoje CV, może się uda” – przekonywała. Potraktowałam to jak dobry omen i postanowiłam zaryzykować. Decyzja o zmianie nie przyszła mi łatwo – od sześciu lat nie pracowałam w zawodzie i straciłam wiarę w swoje kompetencje. Zacisnęłam jednak zęby, wysłałam CV i poszłam na rozmowę. A teraz jestem tutaj.

Czy to jest to miejsce do którego tęskniłaś przez te sześć lat?

Tak, zdecydowanie. Czuję się tu jak ryba w wodzie. Praca w świetlicy dla dzieci z doświadczeniem uchodźczym to nie jest bułka z masłem,  ale tu spełniam się jako człowiek i jako pedagożka.

Co dokładnie masz na myśli, mówiąc, że praca w świetlicy nie jest dla ciebie łatwa? Jakie są największe trudności, z którymi mierzysz się na co dzień?

Naszymi beneficjentami są osoby, które przeszły bardzo podobną drogę do mojej. Jestem uchodźczynią, ta jak oni. Historie, których codziennie wysłuchuję, przypominają mi o moich własnych doświadczeniach. Dzieci z naszej świetlicy, przeżyły ten sam koszmar, co moje córki. Kiedy słucham ich opowieści i mówię “rozumiem”, to nie jest pusta figura retoryczna. Ja naprawdę rozumiem przez co przechodzą. Rozumiem, ponieważ kiedyś byłam w tym samym miejscu i wciąż noszę w sobie te niewyobrażalnie trudne emocje. Problemy, o których przez lata próbowałam zapomnieć, wracają do mnie podczas spotkań i rozmów z rodzicami. Każda próba niesienia pomocy przynosi mi ból. Ból, który doskwiera najbardziej, kiedy uświadamiam sobie, że w wielu przypadkach nie mogę pomóc. Nie zapłacę za nikogo kaucji za wynajem mieszkania, choć na własnej skórze odczułam, z czym mierzą się osoby, których na to nie stać.

Kolejna trudność: zróżnicowany wiek dzieci. W przedszkolach mamy podział na grupy wiekowe. Tutaj nie jesteśmy w stanie tego wprowadzić. Ogranicza nas przestrzeń i liczba wychowawczyń. Bywają dni, w których trzylatki muszą dzielić przestrzeń z dziesięciolatkami. Jedne i drugie odczuwają wtedy dyskomfort, który czasami przeradza się w gniew i frustrację. Przychodzą też dzieci w spektrum autyzmu  – nie jesteśmy w stanie stworzyć im warunków, w których czułyby się stuprocentowo bezpiecznie i komfortowo. Nie zapewnimy im ciszy, nie uchronimy przed natłokiem bodźców, nie poświęcimy pełnej uwagi. Niestety cierpią na tym zarówno one, jak i pozostałe dzieci.

Jak sama wspomniałaś, praca w świetlicy to nie same trudności, ale też ogrom satysfakcji. Co daje ci najwięcej radości i motywacji?

Przykład z wczoraj. To był dla mnie bardzo długi i wyczerpujący dzień. Mieliśmy mnóstwo dzieci i mnóstwo trudnych sytuacji. Zamiast o osiemnastej, wyszłam dopiero przed dwudziestą, zmęczona i zdenerwowana. W drodze do domu przypomniałam sobie słowa jednej z matek. Wchodząc do świetlicy ze swoim synkiem krzyknęła na powitanie: “Dzień dobry, przyszliśmy do was na święta!”. “Jakie święta?” – zdziwiłam się, ale zaraz zrozumiałam. Dzień w świetlicy jest dla naszych dzieci świętem – czasem radosnym, wyjątkowym, beztroskim. Przychodząc tu, czują się jakby przychodziły na imprezę, uroczystość. Każde z nich uciekło przed wojną, każde z nich codziennie mierzy się ze strachem i niepewnością. Co możemy dla nich zrobić? Możemy na krótki czas podarować im nasze serca. Tylko tyle i aż tyle. Nie rozwiążemy ich problemów, ale u nas odpoczną, pobawią się, nauczą czegoś. Kiedy dziecko podchodzi do mnie i mówi, że przyszło na święta, dociera do mnie, że to, co robię naprawdę ma znaczenie.

Poza świętowaniem i zabawą, równie ważny w funkcjonowaniu świetlicy jest aspekt edukacyjny. Jak pod tym względem wygląda wasza praca z dziećmi?

Staramy się przemycać w naszych zabawach elementy, takie jak nauka liczenia, rozróżnianie i nazywanie kolorów lub figur geometrycznych. Wiele naszych dzieciaków nie chodzi lub nigdy nie chodziło do przedszkola. Robimy co w naszej mocy, aby wypełnić tę lukę i choć w minimalnym stopniu ułatwić im wejście w proces edukacji szkolnej. Pomagamy rozwijać małą motorykę – uczymy się wycinać, kleić, nawlekać, sznurować. U dzieci, które przychodzą codziennie, zauważamy wyraźne postępy w komunikacji z rówieśnikami. Maluchy coraz lepiej liczą, coraz dokładniej posługują się kredkami i nożyczkami. Widzimy, że świetlica to nie tylko miejsce zabawy, ale też rozwoju i nauki. W tym sensie stanowi ona dla naszych dzieci substytut przedszkola. Świadomość tego daje nam ogromną satysfakcję i motywuje do dalszej pracy. 

Dziękuję za rozmowę i trzymam kciuki za Ciebie i za świetlicę!

Rozmawiał: Mateusz Stefański


Child Friendly Space / Świetlica Małego Dziecka jest tworzona we współpracy z UNHCR i Polskim Forum Migracyjnym.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *