Dzięki wsparciu Fare Network oraz Chelsea Foundation rozpoczynamy nowy cykl zajęć integracyjnych i sportowych
Ośrodek daleko od miasta
„Dębak-Podkowa Leśna” to jeden z kilku w Polsce ośrodków recepcyjnych, w których rejestrowani są wszyscy nowi azylanci. Oznacza to, że przewija się przez niego sporo osób, ale tylko część zatrzymuje się na dłużej. W dawnej bazie wojskowej przygotowano kilkadziesiąt pokoi, dobrze wyposażone pomieszczenia wspólne i stołówkę. Jest też porządna plenerowa siłownia oraz kontrastujące z nią zdewastowane boisko.
Ośrodek położony jest w lesie ok. 30 km od centrum Warszawy. Dojechać można tu tylko własnym środkiem lokomocji, najbliższa stacja Warszawskiej Kolei Dojazdowej oddalona jest o dobre pół godziny marszu. Może właśnie dlatego niewiele organizacji pozarządowych podejmowało tu inicjatywy – ostatnio na stałe pracowało tu Refugee.pl.
Jak to się zaczęło
Od wielu lat staraliśmy się dotrzeć tu z pomocą. Udawało nam się czasem przyjeżdżać jako wolontariusze. W 2017 r. wspólnie z Fundacją Ocalenie i AKS Zły zabieraliśmy mieszkanki na basen, a latem 2018 r. prowadziliśmy razem z Fundacją Inna Przestrzeń zajęcia sportowe. Wciąż jednak wciąż brakowało nam środków, czasu i możliwości dojazdu, by pojawiać się regularnie. Teraz, dzięki wsparciu finansowemu Fare Network oraz Chelsea Foundation, mamy szansę to zmienić. Nasze plany rozpoczęcia pracy latem opóźniła pandemia, ale we wrześniu udało nam się tu wreszcie dotrzeć.
– Już w czasie pierwszej wizyty widać było jak bardzo jesteśmy potrzebni. Jak tylko się zjawiliśmy, przybiegły dzieci, chwilę później przyszły kobiety i zainicjowały rozmowy. Wszyscy wydają się bardzo mili, z wielką ochotą angażują się w proponowane przez nas aktywności, dopytują o kolejne – opowiada Martyna Łukaszewska.
Badminton i piłka nożna
– Siadamy na dworze, na ławkach, żeby można nam było się przypatrzeć przez okno, wybrać moment na wyjście. I za chwilę już gramy razem w badmintona, rzucamy sobie piłkę, śmiejemy się – to może każdy, w spodniach, w sukience, tutaj i teraz. Nastrój staje się radosny i beztroski, ale dzięki temu też zaczynają się rozmowy – o zajęciach, o rodzinie, ile dzieci jest pod opieką, o obawach, o życiu… mężczyźni przyglądają się, na razie nie dołączali do gier, potrzebują więcej czasu na ocenę sytuacji – dodaje Maja Ratyńska.
– Przede wszystkim chcemy lepiej poznać się z osobami, które tu mieszkają. Wydaje się, że na początek potrzebują po prostu naszej uwagi, tego, żeby ktoś ich wysłuchał, porozmawiał. W ramach projektu zaplanowaliśmy też zajęcia sportowe, integracyjne. Nastawialiśmy się na to, że panie będą potrzebowały więcej czasu na przemyślenie takiej oferty. W większość to Czeczenki, nie są przyzwyczajone do uprawiania sportu, a w piłkę nożną nie grały nigdy. Tymczasem zainteresowanie sportem przerosło nasze oczekiwania. Już w najbliższą niedzielę spotkamy się na pierwszym prawdziwym treningu – tłumaczy Krzysztof Jarymowicz. – Tutaj słowo podziękowania dla klubu Chrząszczyki, partnera projektu, który zaprosił nas na swoje zajęcia.
Dlaczego to jest ważne
– Zwykła oferta kulturalna czy sportowa leży poza zasięgiem tych pań. Trzeba sporo wiary w siebie i samozaparcia, żeby będąc obcokrajowcem, mieszkając w głębi lasu, nie znając języka, samodzielnie wybrać się na zajęcia poza ośrodkiem. Zawsze są wątpliwości: tyle trzeba jechać… jak mnie przyjmą? jak tam będzie? co w tym czasie zrobię z dziećmi? Emocjonalne i organizacyjne wsparcie bardzo pomaga przełamać tę niepewność – wyjaśnia Maja Ratyńska. – Ostatnio zabraliśmy panie z dziećmi na piknik. Był pełen autokar ludzi. Więc chęć jest, ogromna – wyjścia z lasu, aktywności, kontaktu z ludźmi. Potrzeba tylko wsparcia w kilku pierwszych krokach, towarzystwa znanej osoby. Przecież my też często wolimy gdzieś wyjść z kimś niż samemu.